To był weekend pełen wrażeń i stresu. Na niedziele mieliśmy zaplanowane Chrzciny Małego Tomaszka ( o których może post się pojawi, jak będziemy mieli jakieś zdjęcia, gdyż sami nie byliśmy w stanie ich robić), jednak z planów wyszło zupełnie coś innego. Wszystko zaczęło się w sobotę ok. 11 kiedy to Amelka była nieswoja i zauważyłam, że jest strasznie rozpalona. Pierwsza myśl - to od pogody... No ale po 4 godzinach temperatura na termometrze pokazała 40 stopni! Dostałam szoku! Nie wiedziałam co robić? Doskonałek Nasz był jak piecyk, który strasznie był markotny. Podałam leki na zbicie gorączki, przygotowałam kąpiel w wodzie letniej i udało mi się zbić gorączkę, jednak nie do końca bo miała 37 -38. No ale myślałam, że do rana przejdzie, chociaż w głębi duszy strasznie się stresowałam tą całą sytuacją. Pierwszy raz mieliśmy do czynienia z taką temperaturą.
Godzina 2 w nocy! Amelka wierci się. Podchodze do niej dotykam, a tam znowu gorączka! Termometr znowu pokazuje ponad 40 stopni. Cały czas tłumaczyłam sobie, że to od zębów (bo właśnie wybijają jej się dolne trójki), podałam znowu lek, ale dalej nie udało się zbić gorączki do normalnej temperatury, więc o 4 postanowiliśmy wspólnie, że pojedziemy na pogotowie. Tam Pani Doktor ją osłuchała, zobaczyła gardełko i po wstępnym badaniu stwierdziła, że może infekcja się jakaś rozwija. Pojechaliśmy do domu, ale dalej coś nie dawało nam spokoju. Znamy nasz Szpital i postanowiliśmy pojechać o 10 na Olsztyńskie Pogotowie, gdyż temperatura nadal się utrzymywała. Tam usłyszeliśmy to samo, ale jednak najlepsze w tym wszystkim było to, ze w czasie drogi do Olsztyna temperatura spadła do 36,6 . Do godziny 15 obserwowaliśmy Doskonałka i postanowiliśmy, że jak gorączka da sobie spokój to pójdziemy na Chrzciny i tak też sie stało. Na początku Amelka była nieswoja, ale po czasie zaaklimatyzowała się. I do dnia dzisiejszego temperatura nie wróciła, tak więc chyba to były jednak zęby...
Ten weekend wiec nie należał do udanych i dziś wiem, że od kiedy jestem rodzicem, mogę planować nie wiadomo co, a i tak życie matki napisze swój własny scenariusz... Na Chrzcinach nie wyglądałam tak jak chciałam i kiedyś może bym się tym przejęła, ale od kiedy jestem mamą liczą się inne rzeczy.